Środa Popielcowa

W liturgii Środy Popielcowej jest obrzęd posypania głów popiołem. Co oznacza ten gest? Jakie ma on znaczenie dla naszego życia?

 

            Człowiek przemija na tym świecie, ale zmierza ku Bogu. Popiół i proch przypominają nam o tym właśnie przemijaniu, ale jednocześnie o pokorze. To w duchu pokory Abraham mówił o sobie, kiedy zwracał się do Boga słowami: „Pozwól, o Panie, że jeszcze ośmielę się mówić do Ciebie, choć jestem pyłem i prochem” (Rdz 18, 27). Podobnie św. Augustyn napisał w swoich Wyznaniach: „Ale chociaż jestem tylko prochem i popiołem, pozwól mi przemówić do miłosierdzia Twego”.

 

Gest posypania głów popiołem mówi nam o nawróceniu. Przypomina o tym, żebyśmy wrócili do Boga i chcieli się do Niego przybliżać. W tym obrzędzie Środy Popielcowej jest ukryta głęboka prawda, która łączy się z tym, co było na początku istnienia człowieka. „Bóg człowieka uczynił na swój obraz i swoje podobieństwo. Uczynił go z prochu ziemi i tchnął w niego Ducha”. Jak powiedział kiedyś abp Stanisław Nowak: „Liturgia Środy Popielcowej to upomnienie, żebyśmy nie grzeszyli przeciwko prawdzie, że pochodzimy od Boga, że On nas stworzył”.

 

Garść popiołu posypana na nasze głowy symbolizuje przemijanie i ludzki los. Mówi również o tym, że jesteśmy kimś w rękach Boga. Teologia Środy Popielcowej uczy nas, że gest przyjęcia prochu oznacza to, iż chcemy być na dłoniach Bożych i pragniemy w życiu kierować się pokorą. Można powiedzieć, że ta niewielka ilość popiołu przypomina o tym, iż powinniśmy zetrzeć pychę na proch.

 

Ten obrzęd liturgiczny wskazuje również na naszą przyszłość. Usłyszymy bowiem słowa: „w proch się obrócisz”. One ukazują tajemnicę śmierci człowieka. Mówią jednak również o tym, że każdego dnia mamy umierać dla grzechu, dla pychy, dla zmysłowości i nieczystości, a także dla przerostu ambicjonalności.

 

Posypanie głów popiołem nie oznacza jednak smutku, przygnębienia. Ten gest przygotowuje nas do godziny chwały, niesie nadzieję zmartwychwstania.

 

 

DV-VER7WAAAS-an

 

W liturgii Środy Popielcowej jest obrzęd posypania głów popiołem. Co oznacza ten gest? Jakie ma on znaczenie dla naszego życia?

 

            Człowiek przemija na tym świecie, ale zmierza ku Bogu. Popiół i proch przypominają nam o tym właśnie przemijaniu, ale jednocześnie o pokorze. To w duchu pokory Abraham mówił o sobie, kiedy zwracał się do Boga słowami: „Pozwól, o Panie, że jeszcze ośmielę się mówić do Ciebie, choć jestem pyłem i prochem” (Rdz 18, 27). Podobnie św. Augustyn napisał w swoich Wyznaniach: „Ale chociaż jestem tylko prochem i popiołem, pozwól mi przemówić do miłosierdzia Twego”.

 

Gest posypania głów popiołem mówi nam o nawróceniu. Przypomina o tym, żebyśmy wrócili do Boga i chcieli się do Niego przybliżać. W tym obrzędzie Środy Popielcowej jest ukryta głęboka prawda, która łączy się z tym, co było na początku istnienia człowieka. „Bóg człowieka uczynił na swój obraz i swoje podobieństwo. Uczynił go z prochu ziemi i tchnął w niego Ducha”. Jak powiedział kiedyś abp Stanisław Nowak: „Liturgia Środy Popielcowej to upomnienie, żebyśmy nie grzeszyli przeciwko prawdzie, że pochodzimy od Boga, że On nas stworzył”.

 

Garść popiołu posypana na nasze głowy symbolizuje przemijanie i ludzki los. Mówi również o tym, że jesteśmy kimś w rękach Boga. Teologia Środy Popielcowej uczy nas, że gest przyjęcia prochu oznacza to, iż chcemy być na dłoniach Bożych i pragniemy w życiu kierować się pokorą. Można powiedzieć, że ta niewielka ilość popiołu przypomina o tym, iż powinniśmy zetrzeć pychę na proch.

 

Ten obrzęd liturgiczny wskazuje również na naszą przyszłość. Usłyszymy bowiem słowa: „w proch się obrócisz”. One ukazują tajemnicę śmierci człowieka. Mówią jednak również o tym, że każdego dnia mamy umierać dla grzechu, dla pychy, dla zmysłowości i nieczystości, a także dla przerostu ambicjonalności.

 

Posypanie głów popiołem nie oznacza jednak smutku, przygnębienia. Ten gest przygotowuje nas do godziny chwały, niesie nadzieję zmartwychwstania.

 

Sakrament Pokuty i Pojednania

Ważne słowo…

Jak się przygotować do spowiedzi? Dlaczego przed księdzem? Jak często? Czy spowiedź ma sens, skoro ciągle grzeszę tak samo?

Spowiedź nazywa się czasem „pracowitym chrztem” – bo o ile chrzest jedna nas z Bogiem i włącza w Ciało Chrystusa, o tyle spowiedź, powtarzana wiele razy, staje się faktycznie swego rodzaju pracą, wysiłkiem chrześcijanina ukierunkowanym na zjednoczenie z Bogiem. Spowiedź jest sakramentem. Słowo sacramentum oznacza tajemnicę. I istotnie, spowiedzi doświadczamy przede wszystkim jako tajemnicy: bo jak wyjaśnić, że przez wyznanie i żal otrzymujemy przebaczenie, nasze grzechy są nam odpuszczone i Bóg nam ich już nigdy nie wypomni? To jest łaska sakramentu i zarazem Bożej tajemnicy.

Pokuta niejedno ma imię.

Przede wszystkim pokuta kojarzy się nam pejoratywnie. A szkoda. Według Ewangelii św. Marka od wezwania do pokuty Pan Jezus rozpoczął swoją działalność publiczną. Pokuta to przede wszystkim stałe dążenie człowieka do zjednoczenia z Panem Bogiem. Analogiczna sytuacja występuje w każdej miłości – gdy kochamy kogoś, chcemy usunąć wszystko, co można nas z ukochaną osobą rozdzielić, a robić wszystko, co może nas do siebie zbliżyć. Właśnie czymś takim jest pokuta. Tradycja Kościoła zna różne rodzaje pokuty, czyli robienie wszystkiego by być bliżej Boga. Obok spowiedzi (gładzącej grzechy), mamy także czytanie i rozważanie Pisma Świętego, rachunek sumienia, każdy akt żalu i skruchy wobec Bożego Majestatu, udział w Eucharystii, post, rekolekcje, przebaczenie naszym bliźnim, jałmużnę.

Częste, częstsze i najczęstsze kłopoty ze spowiedzią.

O ile Msza Święta może znudzić, o tyle do spowiedzi można się zniechęcić. Jak zatem uniknąć zniechęcenia?

– jak się przygotować?

Najlepszym sposobem na przygotowanie się do spowiedzi jest (najlepiej codzienny) rachunek sumienia. Rachunek sumienia polega nie tylko na medytacji nad ilością i jakością popełnionych grzechów, ile raczej nad zastanowieniu się, w obecności Pana Boga!, co w życiu, które prowadzę mi w dążeniu do Pana Boga dopomaga, a co mi przeszkadza. Takie podejście wynika ze stwierdzenia prostego faktu, że nie warto czynić niczego, co mogłoby oddalić nas od Pana Boga, a to, co nam w zjednoczeniu z Nim pomaga, zawsze warto czynić.

– ale dlaczego przed księdzem?

Dlaczego wyznawać swoje grzechy przed grzesznikiem, jakim bez wątpienia każdy kapłan jest? Ten obyczaj Kościoła ma podwójny sens. Po pierwsze grzech, który popełniam, zawsze rani bliźnich i cały Kościół. I dlatego przed bliźnim, i przed przedstawicielem Kościoła – kapłanem, trzeba grzech wyznać. Jest to zewnętrzny wyraz naszej odpowiedzialności za zło, którego się dopuściliśmy. Ale spowiedź „na ucho” ma też charakter praktyczny: jak wiemy z doświadczenia, często nie potrafimy rozstrzygnąć pewnych spraw związanych z naszym sumieniem – wypowiedzenie ich na głos, przed drugim człowiekiem, ma nam pomóc w prawidłowym kształtowaniu naszego sumienia. Jest to rodzaj konfrontacji, porady, spojrzenia na siebie z pewnego dystansu. To oczywiście pociąga za sobą praktyczny wniosek, że najlepiej spowiadać się zawsze u tego samego kapłana (czyli mieć stałego spowiednika), choć taka decyzja nie jest łatwa dla spowiadającego się (także przyjęcie kogoś „na stałe” do spowiadania dla kapłana łatwe nie jest). 

Warto nie zapominać, że kapłani też się spowiadają przed innymi kapłanami – bo nikt nie może rozgrzeszyć samego siebie.

– jak często?

Przykazanie kościelne mówi, że trzeba się spowiadać przynajmniej raz w roku. Jednak trudno żyć w niezgodzie z osobą, którą się kocha, a tak wygląda stan człowieka w grzechu śmiertelnym – życie w niezgodzie z Bogiem, i po roku się pojednać. Czy na tym polega miłość?

Warto pamiętać, że czymś normalnym jest to, że możemy iść do komunii; to niemożność przyjęcia Ciała Pańskiego, z powodu grzechu jest czymś nienormalnym.

– ciągle grzeszę tak samo – czy kolejna spowiedź ma sens?

Ma, jeśli tylko pragniemy wrócić do spożywania Ciała Pańskiego. Ksiądz Tischner mówił, że każdy z nas ma własnego diabła, z którym zmaga się przez całe życie. Godziwość sakramentu pokuty mierzy się żalem za grzechy – nie tym, jak się często do niego przystępuje. Są różne rodzaje wierności – jedna z nich polega na tym, że człowiek się nie poddaje, ale nieustannie powraca do Pana Boga. Oczyszcza w Jego łasce miłości, jaką jest przebaczenie grzechów. Ostatecznie – dokąd pójdziemy, jeśli nie do Niego?

Przygotował: o. Dariusz Szymaniak OFM

Sakrament Namaszczenia Chorych

Namaszczenie chorych - sakrament ludzi żyjących.

Rytuał sakramentu namaszczenia chorych jednoznacznie znosi dawne uściślenia dotyczące udzielania tego sakramentu wyłącznie w przypadku tzw. niebezpieczeństwa śmierci (popularnie i błędnie nazywane ostatnim namaszczeniem). Można go także udzielać chorym dzieciom. Można go też powtarzać. Nowy ryt udzielania namaszczenia chorych podkreśla jego wspólnotowy charakter. Na czym on polega? Otóż bardzo ważne jest, by chory znalazł wsparcie w swoich bliskich, którzy jak najliczniej mają w nim uczestniczyć. Ważne, by wspierali oni chorego nie tylko przez samą obecność, ale również przez modlitwę i Komunię św. przyjętą w jego intencji. Można powiedzieć, że to właśnie rodzina i najbliżsi są odpowiedzialni przed Panem Bogiem za pomoc chorym w przyjęciu namaszczenia. Wspólnotowy charakter sakramentu namaszczenia chorych najlepiej widać w połączeniu go z Mszą św. z licznym udziałem wiernych, co bardzo często się dzieje np. 11 lutego we wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Lourdes.

Ludzie nieraz pytają: Kiedy wezwać księdza do chorego z „ostatnim namaszczeniem”? Niekiedy decydują się na to, kiedy nie ma już kontaktu z chorym i kapłan faktycznie przychodzi za późno. A przecież wcale nie tak powinno być. Dlaczego nie wezwaliście mnie wcześniej? Niejeden kapłan zadaje takie właśnie pytanie rodzinie już zmarłego chorego. - No, bo to przecież ma być ostatnie namaszczenie. Takie na śmierć, więc czekaliśmy do ostatniej chwili - odpowiadają najczęściej. Nic bardziej mylnego. Sakrament namaszczenia chorych jest sakramentem żywych. Kościół naucza, że jest to sakrament umocnienia i uzdrowienia. Jest on potrzebny nie tylko chorym, ale również ich bliskim we wspólnym przeżywaniu prawdy, że człowiek powołany jest do wspólnoty z Bogiem w wieczności.

Namaszczenie w kościelnej tradycji.

Najczęściej jako biblijny fundament namaszczenia chorych wskazuje się nowotestamentowy tekst: „Choruje ktoś wśród was? Niech sprowadzi kapłanów Kościoła, by się modlili nad nim i namaścili go olejem w imię Pana. A modlitwa pełna wiary będzie dla chorego ratunkiem i Pan go podźwignie, a jeśliby popełnił grzechy, będą mu odpuszczone” (Jk 5, 14-15). Kapłani modlą się zatem nad chorymi i namaszczają ich olejem w imię Jezusa Chrystusa. Starożytni łączyli zazwyczaj uleczenie z namaszczeniem (por. np. Mk 6, 13). Obecnie sakrament namaszczenia chorych łączy człowieka z Chrystusem Panem, umacnia go, sprawiając, że chory ma dość odwagi w wierze, by pogodzić się z zaistniałą sytuacją, która przecież może nawet skończyć się śmiercią. Dlatego też choremu w niebezpieczeństwie śmierci udziela się tzw. wiatyku. Warto w tym miejscu jeszcze raz przypomnieć, że sakrament chorych jest przeznaczony dla ludzi przytomnych. Stąd też kapłana wzywamy, kiedy chory jest przytomny, pragnie się wyspowiadać, przyjąć Komunię św. i namaszczenie świętymi olejami.

Co przygotować na comiesięczne odwiedziny kapłana z posługą sakramentalną?

Przed wizytą kapłana przychodzącego z posługą sakramentalną trzeba przygotować: stolik z krzyżem i zapalonymi świecami. Najważniejsze jest jednak, aby domownicy i osoby towarzyszące przygotowały się duchowo i modliły się wraz z kapłanem w intencji chorego. Wyjść z pokoju chorego należy tylko wtedy, kiedy kapłan sprawuje sakrament pokuty i pojednania (spowiedź św.).

Katecheza 3 - NIEDZIELA BIBLIJNA

OBRAZ DO MODLITWY:

Weźmy do ręki księgę Pisma świętego. Uświadommy sobie, że jest ona słowem, które Bóg kieruje dziś do nas. Jeżeli mamy osobiste doświadczenie pobytu w  Jerozolimie w Muzeum Księgi, albo w synagodze w Nazarecie, możemy je przywołać.


 PROŚBA O OWOC MODLITWY:

Prośmy o pragnienia umiejętności czerpania ze skarbca Słowa i Tradycji Kościoła. Prośmy, aby słowo Boga nas odnawiało i przemieniało.


 PUNKTY POMOCNE DO MODLITWY:


1. BÓG MÓWI PRZEZ SŁOWO

 Ewangelia wg św. Łukasza rozpoczyna się Prologiem wzorowanym na tradycjach helleńskich. Autor postanowił zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać po kolei. W czasach, gdy pisał Ewangelie żyli jeszcze naoczni świadkowie i zajmowali ważne miejsca w Kościele. Łukasz czerpał więc z wiarygodnych źródeł. Od początku Kościoła oprócz źródeł pisanych ważna jest Tradycja.   

W czasie medytacji zastanówmy się nad miejscem i rolą Biblii i Tradycji w naszym życiu duchowym. Kardynał C. M. Martini napisał: Osobiście dochodzę do wniosku, że kiedy nie mam kontaktu ze słowem, jestem pozbawiony źródła odnowy mojego umysłu, źródła, które pozwala mi żyć i szukać zawsze tego, co najlepsze, odnajdywać wskazówki niezbędne dla mojej pracy  i dla innych, pokonywać chwile nudy, ciemności, niecierpliwości, niesmaku i goryczy.

Istnieją różne sposoby słuchania Bożego słowa. Można słuchać go w czasie Eucharystii. Można czytać Pismo Święte w sposób ciągły. Niektórzy stojąc przed trudnymi problemami otwierają Biblię w dowolnym miejscu i szukają w nim odpowiedzi. Inni powtarzają słowa Pisma w ciągu dnia jako akty strzeliste.

 W słuchaniu słowa Bożego ważna jest wytrwałość. Czytane i rozważane, jest jak manna, która zaspokaja dzienne potrzeby. Objawia wolę Boga, kształtuje nasze powołanie, tożsamość. Daje odpowiedź na wiele pytań i dylematów codziennego życia.

Wobec słowa, które Bóg wypowiada, potrzebna jest pokora.  Wsłuchując się w Słowo, musimy uznać, że ono nas przekracza, stanowi tajemnicę, niejednokrotnie jest trudne, niejasne. Jednak ważne jest, by zapadało w serca. W odpowiednim czasie przyjdzie łaska i Bóg pozwoli je zrozumieć. Pokora pozwala wsłuchiwać się w słowo Boże z uwagą i wdzięcznością ciągle na nowo. Jak często w ciągu tygodnia sięgam do Pisma świętego?


 2. JEZUS PRZYBYWA DO NAZARETU 

Druga część dzisiejszej Ewangelii mówi o adwencie Jezusa do Nazaretu. Słowo adventus oznacza nawiedzenie miasta przez jakiegoś boga, przybycie imperatora, cesarza na prowincję. Taka wizyta wiązała się zwykle z oczekiwaniem i długimi przygotowaniami. Cała społeczność prowincjonalna starała się zrobić na cesarzu jak najlepsze wrażenie. Pewną analogię mamy w czasie wizyt papieża.

Społeczność Nazaretu oczekuje z napięciem na Jezusa. Mieszkańcy Nazaretu są zapewne ciekawi, a może trochę wyrafinowani: jakie korzyści odniosą ze spotkania z Jezusem z Nazaretu, o którym tyle słyszeli? Możemy wyobrazić sobie to całe podekscytowanie, właściwe małemu, zamkniętemu miasteczku, związane z przybyciem kogoś niezwykłego. Sam Jezus włącza się w klimat napięcia i oczekiwania. Co więcej, podkreśla, że Jego adventus jest spełnieniem wszystkich nadziei: Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli.

W jakich wydarzeniach mojego dnia i życia doświadczam szczególnego adwentu Boga? Jak przygotowuję się i przeżywam spotkania z Jezusem (modlitwa, sakramenty…)?


3. WYZWALAJĄCA EWANGELIA  

Jezus wychował się w Nazarecie i jako pobożny Żyd miał zwyczaj udawania się w każdy szabat do synagogi. Liturgia w synagodze polegała ona odczytaniu Szema Israel, następnie wypowiadano osiemnaście błogosławieństw, czytano fragment Tory (Pięcioksięgu), a następnie fragment pism prorockich. Po czym następowało pouczenie, rodzaj homilii. Jezus odczytał fragment Księgi Proroka Izajasza (Iz 61, 1n). Następnie rozpoczął pierwsze wystąpienie, które Łukasz streszcza w jednym zdaniu: Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli. Adwent Jezusa to Dobra Nowina, czas pokoju, radości z pojednania i niekończącego się jubileuszu.

Czy udział w niedzielnej Liturgii jest dla mnie przyjemnością czy przykrym obowiązkiem? Co dla mnie osobiście jest dobrą nowiną? 


ROZMOWA KOŃCOWA:

Prośmy o życie słowem Bożym, Liturgią i sakramentami w codzienności. Prośmy, byśmy umieli łączyć Tradycję z wymaganiami współczesności. I módlmy się aby Jezus wyzwalał nas z wszystkich uwierających kajdan.

KATECHEZA 2: Poszanowanie świętości.

KATECHEZA 2: Poszanowanie świętości.

Skąd wiemy, że coś jest święte?

Święta nie jest tylko modlitwa, kościół i wzniosłe myśli. Święta jest także ludzka praca, pot, łzy i cierpienie. Święte są ludzkie więzi, przyjaźń, uczucie i wszystko to, co stało się doświadczeniem Boga-Człowieka. Wcielenie Boga, który „stał się do nas podobny we wszystkim, oprócz grzechu” (Hbr 4,15) wprowadziło sacrum w to, co uważane było za profanum, nadało wartość temu, co odarte było z wartości.

Duchowość nie jest zatem sztuką pobożności. Duchowość to styl życia. To zdolność widzenia Bożego sacrum zarówno w modlitwie, jak i w pracy, zarówno w świątyni, jak i na ulicy, w biurze, czy na uczelni… To zdolność dostrzegania świętości Boga w twarzach ludzi: tych poukładanych i tych z pogmatwaną historią życia.

Dlatego tak ważne jest dla nas wierzących poszanowanie dla miejsca sprawowania Najświętszej Ofiary Eucharystycznej i otoczenia, bo jest to  wpisane w dzieje naszej wspólnoty  - Kościoła. 

Kościół – w sensie budynku – jest miejscem szczególnej obecności samego Boga. Jest «oazą», swoistą «ambasadą» dla Jezusa Chrystusa na tym świecie w Najświętszym Sakramencie. Jego ściany i ołtarze są przyozdobione odpowiednimi obrazami, rzeźbami i freskami oraz kwiatami. Figury i posągi Jezusa oraz Matki Boskiej “uzupełniają” ten anturaż … Oczywiście nie oddajemy czci tym „dziełom rąk ludzkich”(nawet krzyżowi) — tylko samemu Bogu, którego symbolizują i o którym mają nam przypominać.

Deptanie (dosłownie) Bożych świętości jest szczególnie ciężkim grzechem, który może zostać nie odpuszczony (jest to wyparcie się wiary, czyli grzech przeciwko Duchowi Św.). Jak  ostatnio możemy łatwo zauważyć w przestrzeni publicznej nasiliły się protesty przeciwko duchowieństwu i w ogóle obrzędom liturgicznym. Nie wnikając w to – jakie one mają podłoże – nie można pozwolić, aby miejsca poświęcone (jak kościoły czy kaplice), były obiektami niewybrednych ataków i profanacji.

Jest to swoisty znak, że mamy do czynienia z kryzysem wiary, kryzysem sacrum.  A tam, gdzie zanika wiar, zanika też człowiek, a rodzi się bestia zdolna do podłości i ohydy. Konsekwencje takiego stanu rzeczy widać już gołym okiem, kiedy zmienia się podejście do wielu kwestii ludzkiego życia np., kiedyś kobiety były święte i traktowane z wielkim szacunkiem. To, jak widzimy już nie zawsze jest prawdą. Za święte uznawaliśmy także życie i jego godność od poczęcia aż do śmierci. To także już minęło. Również wiara, i religia wielu odeszły do lamusa. Mężczyźni coraz częściej przestają szanować samych siebie, i wielu zatraciło zdrową wiarę ojców. Jest to efekt odrzucenia świętości.

A świętość zawsze wiązała się z elementem jakiegoś wyższego poziomu duchowego i swoistej klasy człowieka. W sensie węższym, sacrum to wszystko, co zostało poświęcone lub oddzielone na wyłączną służbę Bogu. Ale świętość w szerszym sensie, można zastosować do wszystkiego, co zasługuje na cześć i szacunek. Sacrum przywołuje poczucie tajemnicy, gdyż wskazuje na coś ponad i poza osobą szukającą zrozumienia go. Z kolei odrzucenie sakralności wiąże się z odrzuceniem wyższości i wartości uniwersalnych.

Współcześni ludzie uważają bowiem składanie dowodów uznania dla świętości Boga i Jego ponadprzeciętności za coś niepotrzebnego. Dlatego też w społeczeństwie, które utraciło poczucie świętości nikt się nie wyróżnia, nikt nie otrzymuje uświecających łask, a nieuporządkowane skłonności nie muszą już być trzymane w ryzach. Wszyscy chcą być zrównani, w imię poprawności politycznej i równości. Niczego nie wolno nikomu odmawiać. Róbta co chceta ... Tak rodzi się zdziczenie, wyuzdanie i chamstwo w imię źle pojętej wolności. Wszystko musi stać się dostępne dla każdego, bez jakiegokolwiek wysiłku czy postawy moralnej. Efektem min. tego jest to co sami możemy obserwować w przestrzeni publicznej, ataki na kościoły, profanacje i dewastacje pomników. Dlatego tak ważne jest poczucie sacrum i troska o osobistą świętość przez całe chrześcijańskie życie.

 

Warto zastanowić się, czy w mojej osobistej formacji duchowej szanuję i zabiegam o sakralność życia.                

Opracował o. Dariusz Szymaniak OFM

KATECHEZA 1: Błogosławieństwo, czy przekleństwo?

Błogosławieństwo, czy przekleństwo?

(KATECHEZA 1)

Jako ludzie wierzący niejako z samej natury rzeczy jesteśmy nieustannie prowokowani do zastanawiania się nad tym, co się niekiedy dzieje z ludźmi, że tak łatwo odchodzą od tego co lepsze, piękniejsze, od tego co jest prawdą, a dąży się do tego co jest fałszem. Czasem nie trzeba aż od razu odchodzić od wartości chrześcijańskich, ale każdy zachwyt tym co od złego pochodzi powinno w nas budzić co najmniej zastanowienie.

Każdy człowiek jako istota wolna staje wobec konieczności wyboru dobra albo zła. Pan Bóg w Księdze Powtórzonego Prawa mówi: "Kładę dziś przed wami błogosławieństwo i przekleństwo. Błogosławieństwo, jeśli usłuchacie poleceń Pana, waszego Boga - przekleństwo, jeśli nie usłuchacie poleceń Pana, waszego Boga, jeśli odstąpicie od drogi, którą ja wam dzisiaj wskazuję" (Pwt 11, 26-28). Dla wierzących sprawa wydaje się jakby oczywista, a jednak rzeczywistość bywa niekiedy całkiem inna. Również dzisiaj Bóg kładzie przed człowiekiem błogosławieństwo i przekleństwo. Od człowieka zależy, co wybierze i jaką drogą pójdzie.
Wybierając błogosławieństwo, człowiek wybiera życie. Drogą prowadzącą do życia są Boże przykazania. A jedno z nich mówi „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Zachowanie przykazań Bożych jest gwarancją błogosławieństwa. Osiągnięcie prawdziwego życia jest owocem wyboru dokonanego przez człowieka wierzącego.

Dlatego warto sobie przypomnieć, że wszelkie popieranie, czy branie udziału w tym co od złego pochodzi (np. wróżbiarstwo, ezoteryka, okultyzm, itp., czy „niewinne” zabawy jak halloween, noc Kupały, itd.), otwiera przestrzeń do działania złego ducha, co w konsekwencji sprowadza przekleństwo.

Ale z tą „niewinnością” zabaw jest często trochę tak jak z zatrutym, zanieczyszczonym powietrzem. Człowiek się przyzwyczaja i dobrze się w tym czuje. Jednak znacznie gorzej jest, gdy skażona jest atmosfera duchowa, a my tego nie widzimy. Niestety dziś całe społeczności nie dostrzegają największych zagrożeń.

Zapomniano, że wartość jest w samym człowieku. Tak chętnie chwalimy się i uważamy się za mądrych, postępowych. Potrafimy posługiwać się tysiącami narzędzi. To jednak nie jest istotą rozwoju człowieka. To nie jest człowiek Ewangelii, który poznał i przyjął Boga, i stara się żyć tą Miłością już tu na ziemi, by wejść w Nią na wieczność. To jest człowiek „wyzwolony od Dekalogu”, a w konsekwencji wyzwolony od Miłości.

Kiedy poganie nawracali się i wybierali chrześcijaństwo, mogliśmy mówić o postępie. Następowała wówczas generalna zmiana zasad postępowania, patrzenia na człowieka, jako stworzenie Boże  powołane do świętości, życia w błogosławieństwie a nie w przekleństwie. Kiedy dziś chrześcijanie wybierają pogaństwo, wiąże się to z degradacją człowieka. To pierwszy etap zwycięstwa nad człowieczeństwem – spreparowany człowiek przygotowany do złego zasiewu. „Szukać prawdy? Po co ? Ja jestem źródłem prawdy. To co uważam za dobre jest wyznacznikiem”. To fałsz, bo człowiek, który „uwolnił się” od Boga nie jest sam. On już służy innemu panu. Kiedy odrzucimy Boga natychmiast przejdziemy na drogę pierwszego buntownika. Tu zaczyna się „zasiew”.

Można zauważyć tu pewne etapy. Najpierw spreparowano człowieka – nastąpiło niejako przygotowanie gruntu pod zło. Najgroźniejsze zmiany dokonały się w sposobie myślenia. Górę wzięły bezmyślność i zarozumiałość. Wymienić trzeba te cechy razem, bo sama bezmyślność nie byłaby taka groźna. Zawsze można się douczyć. Jednak człowiekowi zarozumiałemu nie przyjdzie do głowy myśl o tym, że posiada braki. To pozwala mu przyjąć zasadę: czego ja nie widzę, czego nie rozumiem, tego nie ma. Liczy się „ja” – to „ja” dyktuję. I odwrotnie: to co istnieje, to co znam dobrze, to wystarcza mi do życia. Oczywiście zabraknie wiedzy i to nie raz, i okaże się że nie wszystko się wie. Wtedy jednak sięgamy po sprawdzony sposób działania – patrzymy na innych i tłumaczymy sobie, że przecież wszyscy tak żyją, albo stwierdzenie, że to tylko „niewinna zabawa”. Tak odchodzi się od spraw Bożych, a w ich miejsce pojawiają się horoskopy, wróżby, pogańskie zwyczaje i „święta”. Widać, że taki człowiek podświadomie czuje jakieś braki, ale nie przyzna się, że może coś odrobić. Za to idzie do kogoś, kto mu wypełni pustkę.

Człowiek, który przez dłuższy czas żyje „wypełniaczami” staje się sztywny w myśleniu. Działa zasada, że organ niećwiczony zamiera, a wyłączane jest tu logiczne myślenie. Człowiek przestaje szukać prawdy kosztem łatwych rozwiązań, które są tylko namiastkami, atrapami prawdy. Oczywiście ograniczenie inteligencji może być cechą wrodzoną, niezawinioną. Tu jednak owa upośledzona postawa jest świadomym wyborem człowieka.

Dlaczego tak się dzieje? Można to tłumaczyć lenistwem, może być to próba zabłyśnięcia czy efekt kierowania się pychą. To, do jakiego stanu człowiek dochodzi, jest konsekwencją zarozumiałości. Takie postawy widać w różnych środowiskach i społecznościach, często takich które kreują kulturę. To jest preparowanie człowieka. Jednak taki człowiek nie pozostaje bezreligijny. Niby mówi się, że jest on niewierzący, ale kontakt ze światem ponadnaturalnym jest oczywisty dla człowieka. Jeśli więc człowiek porzuci drogę z Bogiem i do Boga, natychmiast wchodzi na drogę drugiego pana, innego pasterza – demona. Znakiem, że jesteśmy na takiej drodze są te tysiące zabobonów i związanych z tym niby niewinnych zabaw. Wydawałoby się, że żyjemy w epoce postępu i rozumu, a wracają stare wierzenia, następuje nawrót do pogaństwa.

O ile w przyrodzie chwasty wyrastają między dobrym ziarnem, tak potrzeba na nowo przypomnieć sobie, że chwasty duchowe nie wejdą na zajęty teren, broniony Łaską Bożą. Jeśli więc zasiane jest Ziarno Boże, chwasty nie mają szans. Ale można działać powoli, systematycznie, tak by człowiek sam rezygnował z Łaski. I to się nie dzieje bez winy człowieka. Wiary i Łaski nie traci się bez winy. To zawsze jest owoc grzechu, buntu.

Dla ludzi wierzących nie pozostaje więc nic innego, jak tylko wybrać życie i błogosławieństwo, idąc drogą Bożych przykazań w codziennym życiu. Tutaj nie ma miejsca na tzw. „niewinne zabawy” ze złem. Albo jesteśmy chrześcijanami, albo poganami.

 

 

Opracował: o. Dariusz Szymaniak OFM

Dzisiaj jest

czwartek,
07 grudnia 2023

(341. dzień roku)

 

Święta

Czwartek, I Tydzień Adwentu
Rok B, II
Wspomnienie św. Ambrożego, biskupa i dr Kościoła

BIULETYN PARAFIALNY

Licznik

Liczba wyświetleń:
3781709